Ta strona została uwierzytelniona.
— Oto chciałbym być stangretem.
Uśmiechnął się ojciec, a Marcinek chcąc go przekonać, że żądanie to śmiesznem nie było, mówił dalej:
— Bo co to za miłe życie! cały dzień siedzieć na koźle, trzaskać z bicza i kierować końmi, a ja tak konie lubię! Przytem można sobie i spocząć; ja już nieraz uważałem na tego woźnicę, co tu do sąsiedniego domu, lekarza przywozi: on nieraz przez pół godziny czekając na pana, siedzi z założonemi rękami.
Ojciec nic już na to nie mówił, ale w kilka dni potem, kiedy zasępiło się niebo i deszcz strumieniami