Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

stajni, a ten napatrzywszy się koniom, pogłaskawszy z nich jednego, wszedł w rozmowę z woźnicą, który zdjąwszy płaszcz przemokły, krzątał się koło uporządkowania wszystkiego.
— Czemu sobie nie spoczniesz, mój przyjacielu? — zapytał.
— A toć koniom trzeba dać jeść i pić.
— Ale już dałeś?
— To ich trzeba z błota oczyścić, boby im nie było na zdrowie tak stać w błocie i wilgoci.
— A jak to zrobisz, to już i skończona robota?
— Ba i bardzo! trzeba stajnię