Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

sił doświadczyć, to przystanę na pojedynek.
— Dobrze! dobrze! — krzyknęli chłopcy dokoła — pojedynek! ale jaką bronią?
— Rękami — rzekł Władzio; — kto drugiego na ziemię obali, ten zwycięży.
Zgodził się Krzyś na to i zaczął się pojedynek: złośliwy malec rzucał się jak kot na starszego Władzia, bił go rękami, nogi mu podstawiał, ale nie mógł go ani z miejsca poruszyć; po długiej bitwie, gdy się już zmęczył i stanął, Władzio rzekł:
— Teraz na mnie kolej!
Przystąpił do przeciwnika, objął