Strona:Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu/10

Ta strona została przepisana.

dalej jednego profesora, który wywołał oburzenie całego kraju, tak, że się o nim wszyscy dowiedzieli, zaś o starym dzwonie, mieszczącym się w kościele, pewien znakomity poeta, ale ot taki... z historji literatury... napisał, jak wieść niesie, długi poemat.
Mógłbym tutaj mówić niesłychanie długo o zaletach naszego miasta, ale po co... wszak każdemu jest dostatecznie wiadomem, iż jestem zagorzałym patrjotą.
Rzecz autentyczna i stwierdzona. Oto zdarzyło się razu pewnego, że wyjechałem. Wyjechałem na całych ośm tygodni... I oto... regularnie, codziennie pomiędzy szóstą a siódmą wieczorem cierpiałem na nostalgję. Tak jest.
Wiecie dobrze, przyjaciele, że przez długie lata opowiadałem histoje, wzięte z otoczenia najbliższego. Były to wspomnienia związane najściślej z rzeczami przeżytemi, wydarzenia niemal dosłownie prawdziwe, ludzie codziennie oglądani i bliscy, krew z krwi i kość z kości naszych, a losy ich, o których snułem marzenia, były to własne losy nasze. W tej oto książce, która leży przed wami, przemawiam inaczej, całkiem inaczej, w tej książce wiodę was daleko, daleko poza granice miasta... poza granice życia naszego.
Daleko... daleko...
Muszę wam się zwierzyć. Ale proszę, zachowajcie to w tajemnicy.
Dusza moja może się przemienić, może stać się duszą dziecięcą... odmłodnieć, stać się czystą,