Strona:Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu/11

Ta strona została przepisana.

skromną, niewinną i beztroską. Nie znacie tej mojej duszy przemienionej, tej dziecięcej duszy mojej, znacie tylko tę zwyczajną, starą, codzienną. A nie znacie jej dla tego, ponieważ mam ją tylko wówczas, gdy znajduję się daleko, bardzo daleko, w podróży do krain, ku którym nie wskazuje żaden drogowskaz ziemski.
Powiadam wam... czasem na wiosnę napada mię ochota wygrzebać w piasku jamę dla ukrycia jakichś skarbów nieznanych, usypać na środku łąki kurhan dla jakiegoś bohatera poległego w walkach, których nie było... wreszcie położyć pieniążek na szynie kolejowej i przyczajony czekać, aż rozpłaszczy go pociąg.
Powiadam wam, przyjaciele, to, czego nie powiedziałbym nikomu obcemu, gdyż roześmiałby się posłyszawszy, a dziecięca dusza moja zarumieniłaby się ze wstydu, osmutniała, uciekła niewątpliwie i nie wróciła już nigdy.
I tak zjawia się tak rzadko, boi się.
Boi się pracy wytężającej i monotonnej, boi miłości i zdrady, przeraża ją i onieśmiela rozgwar życia codziennego i pogoni za celami doczesnemi, strachem przeraźnym mrozi śmierć, odpycha wreszcie hałaśliwy śmiech i radość nieposkromiona.
Ale żyje... żyje, nie umarła dotąd. Czasem, kiedy pośród zawieruchy idę jakimś samotnym rozłogiem, boję się obejrzeć poza siebie. Wydaje mi się, że kroczy za mną jakiś olbrzym i wzdycha. Czasem widzę na niecie niezmiernie