Strona:Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu/15

Ta strona została przepisana.

co naraża człowieka na oddawanie się nieumiarkowanemu używaniu napojów gorących i rozrzutność. To prawda! Ileż razy, zaledwie usiadłem przy biurku i umoczyłem pióro w kałamarzu, przez proste skojarzenie wyobrażeń, zjawiała się oczom moim, zapatrzonym w maleńką baryłeczkę, pokaźnych kształtów baryła… owa tak dobrze znana baryła pobliskiej piwiarni „pod błękitnym orłem“, zawierająca płyn stokroć smakowitszy od czarnego inkaustu. I stało się, że ponieważ częściej przebywałem w towarzystwie wielkiej jak małej beczki, do dziś nie byłem ani sławny, ani bogaty.
W tych warunkach nikt się zapewne nie zdziwi, gdy oświadczę, że posiadam… długi. Wielkie… niepojęcie wielkie, jeśli mowa o spłaceniu. Przeszło pięćset talarów! Nie mieściło się w mej głowie żadne przypuszczenie, bym je miał kiedykolwiek spłacić… Nie zaiste, to byłaby rzecz za trudna!
Pewnej nocy noworocznej siedziałem przy biurku i dumałem, a przedemną słały się szeroką falą białe papiery handlowego formatu… rachunki… rachunki i jeszcze raz rachunki, owe ponure jaskółki zwiastujące rok nowy.
Wieczór noworoczny, to chwila osobliwa i powinno się obrócić ją raczej na poważne rozmyślania o tem, że wszystko tak szybko mija i żadna najważniejsza sprawa ziemska nie posiada trwania. Coprawda nie wszyscy takie żywią zapatrywanie. Co do jednej atoli rzeczy