Strona:Paweł Spandowski - Z praktyki spółek wielkopolskich.pdf/16

Ta strona została przepisana.

może w zawody. Słusznie wtedy postąpiono, że nie kierowano się przykładem niemieckich spółek rolniczych, szczególnie spółek systemu Raiffeisena. Hasła tych spółek i u nas dobrze były znane i niejednego nęciły swemi dodatniemi stronami. Hasła takie jak „co parafia to spółka!” dużo miały do siebie i zdawały się przyobiecywać, że przez liczne spółki podniesie się u nas ruch współdzielczy do szybszego rozwoju. Nadzieje takie były jednak złudne; idąc za niemi mielibyśmy może liczbę spółek kilkakrotnie większą od dzisiejszej, ale ich siła finansowa nie byłaby taką, jaką jest dzisiaj, gdyż ruch współdzielczy mimo wielkiej liczby spółek nie byłby imponował ludności.
Jakiż włościanin, choćby najbardziej oświecony i choćby sam nawet w spółce pracował od lat wielu, — jakiś rzemieślnik lub kupiec wie o tem, ile jest spółek polskich w zaborze pruskim, i jakie te spółki posiadają kapitały?! Żaden prawie. Niejeden z nich słyszał o tem lub czytał, ale liczby napewno ulotniły mu się z pamięci. Tem mniej jest dla niego możliwem, dokonać jakichkolwiek porównań między liczbą spółek i ich wspólną siłą u jednej organizacyi współdzielczej a drugiej. Słowem liczba spółek i ich łączna wielkość mogły imponować statystykom i wykształconym społecznikom, ale dla szerokich warstw ludności nie były niczem.
Za to wielkość pojedyńczej instytucyi współdzielczej była dla ludności odnośnej okolicy ogromnej wagi. Z jaką ciekawością śledziły szerokie koła ludności rozwój młodego banku ludowego w miasteczku. Jakże podniosłą dla członków i przyjaciół spółki była chwila, gdy zarząd na walnem zebraniu mógł oznajmić, że bank ludowy rozwojem swym prześcignął miejscowego „Raiffeisena”. Z pewnem radosnem zdumieniem stwierdzono, że instytucya polska mogła innej nie tylko dorównać, ale