Strona:Paweł Spandowski - Z praktyki spółek wielkopolskich.pdf/42

Ta strona została przepisana.

albo kościelny, to w niedzielę po nabożeństwie, gdy lokal bankowy otwierano dla deponentów, czynność w kościele nie pozwalała im być obecnymi w banku. Lekarza z banku odwoływano do chorego, adwokata na termin lub do klientów. Członek zarządu rolnik podczas pilnych prac na roli nieraz przez dłuższy czas nie mógł się pokazać w lokalu bankowym. Członek zarządu kupiec właśnie w dni targowe, gdy najwięcej klienteli przychodziło do banku, nie mógł tam być obecny, gdyż własnego musiał pilnować interesu. Tak raz jeden, raz drugi przełamywał z konieczności zasadę, a z pojedyńczych uchybień zbyt łatwo tworzył się naganny zwyczaj. Jak już zaznaczyłem, były temu w wielkiej mierze winne stosunki, mianowicie okoliczność, że skład społeczeństwa polskiego w zaborze pruskim zbyt mało posiadał osób, kwalifikujących się do zarządu i posiadających dosyć czasu, by urząd swój wypełniać mogli należycie. Brakło przedewszystkiem urzędników, nauczycieli, emerytów i t. p. osób, dla małych spółek doskonale się kwalifikujących. Ostoją małych spółek polskich był zwykle ksiądz, i gdyby nie księża byli się w tak wybitnej mierze zajęli spółkami, byłyby spółki wielkopolskie dziś jeszcze dalekie od obecnego stopnia rozwoju.
Trudności, o których mówiłem, istniały przedewszystkiem u spółek drobnych a malały w miarę tego, jak spółka rosła i mogła członkom zarządu dać takie wynagrodzenie, że bez krzywdy własnej porzucić mogli dotychczasowy swój zawód. I tu więc wielkość poszczególnej instytucyi zaznaczała się korzystnie.
Oczywiście, że i gdzieindziej prowadzenie spółki na wsi napotykało na pewne trudności. Często jednakże radzono sobie w inny sposób jak u spółek wielkopolskich. Mianowicie oddzielono materyalne prowadzenie interesów spółki od prowadzenia strony