Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/105

Ta strona została przepisana.

z pomocą, ale zawzięty chłopak nie dawał się przekonać.
— A to wam powiem, nie może być inaczej, ino dziś jeszcze trzeba mi być w tym Zakręciu. Zośka zostanie przy Anusi, a wy, kochany dziadku, na wóz ze mną wsiądziecie i pokażecie mi tę chatę. Po tym wy z bratem moim powrócicie, a ja zostanę i wiem, że Pan Bóg mi poszczęści...
Dziad się bynajmniej nie sprzeciwiał, chociaż wciąż jeszcze zalecał pomoc policji. Anusia głaskała pieszczotliwie dłonią miłującego ją chłopaka, ulegała powoli jego zapewnieniom i prośbie, wreszcie zupełnie przekonana, słodko szepnęła mu do ucha:
— Jeżeli sobie tak przysiągłeś, to niech cię Bóg prowadzi i ma w swojej opiece.
Ucałował ją w czoło, po czym pełen otuchy i podniety posłał po siostrę przechodzącą dziewczynę, aby móc jak najprędzej przygotować się dobrze do tego naglącego wyjazdu...