Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/16

Ta strona została przepisana.

śmiertelnym omdleniem, jęły chwytać powietrze. Oddech jednak z powodu krwią przepełnionej krtani był ciężki i chrapliwy, w każdym jednak razie oznaczał życie, które, jeśli nie było to konanie, mogło dawać nadzieję uratowania tej niewinnej istoty.
Na wskroś przejęty Stach, chyba najbardziej pragnął tego życia, i nie bacząc zupełnie, czego ten ciężki oddech jest objawem, posłał bezzwłocznie swego młodszego brata po lekarza. Tymczasem koleżanki rozebrały Anusię i wygodniej ułożyły ją w łóżku, przy czym zatamowały krew wypływającą cienką strużką z wąskiej, jednak głębokiej rany. Stach usiadł teraz na krawędzi i blady, rozpaczliwie bezradny, patrzał się na leżącą z wyrazem niewysłowionego bólu w oczach. Jakżeby jej chciał ulżyć, wziąć na siebie brzemię tego cierpienia i niechby nawet jego męka zakończyła się śmiercią, byle tylko Anusia pozostała przy życiu, ta droga, najmilejsza sierota!
Nie spuszczając z niej oczu, modlił się w duchu do Boga o ratunek, a każdy oddech ukochanej dziewczyny przejmował go raz grozą, to znów owiewał łaknieniem błogiej nadziei, oraz wiary w bezmierne Boże miłosierdzie.
Lica Anusi, zawsze pogodnie uśmiechnięte i oblane rumieńcem dojrzewającej wiśni, były teraz bledziutkie, o nikłej, jakby wapiennej cerze. Usta, skore do szczebiotu, wyglądały obecnie niby płat-