Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/19

Ta strona została przepisana.

sał jakieś krople stale nieprzytomnej dziewczynie.
— Stan jest naprawdę ciężki — odezwał się nareszcie — prawe płuco poważnie uszkodzone. Mam jednak nadzieję, że ten miody zdrowy organizm, jeśli dotychczas oparł się najgorszemu, to już i resztę winien chyba przetrzymać. Oczywiście, z powodu rany, znacznego upływu krwi i długotrwałego omdlenia osłabienie jest wielkie, jednak nie widzę pogorszenia — jął pocieszać obecnych, dając kolejno różne pouczenia i rady, w jaki sposób należy dawać lekarstwo i obchodzić się z chorą.
Stachowi jakby ciężar spadł z piersi.
Wójt, ojciec Stacha, uiścił już prawie lekarzowi zapłatę, kiedy przed domem ukazał się samochód, przywożący komisarza, ajenta, oraz policyjnego psa.
Pies, niezwykle czujny i ruchliwy, specjalnie tresowany doberman, widząc gromadę ludzi już zda się wiedział, co to wszystko oznacza i niecierpliwie rwał się ze smyczy, jak gdyby pragnął jak najprędzej wywęszyć trop zbrodniarza.
Policja, miast martwych zwłok ofiary zbrodniczego napadu, jakie na podstawie doniesienia spodziewała się zastać, znalazła ją wprawdzie zupełnie nieprzytomną, jednak na szczęście przy życiu. Fakt, że ofiara żyje, a jeśli powróci przytomność, ona jedna będzie w możności udzielić pożądanych wyjaśnień, dotyczących tej tajemnicy oraz wszystkich poprzednich zbrodni, — mógł