Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/24

Ta strona została przepisana.

węszący koło wody, okazał żywe podniecenie i jął szczekaniem przywoływać ajenta. Widać, coś znalazł...
Jakoż istotnie, na mokrym piasku, dotykającym wody, znajdowało się kilka odbitych stóp, oraz całkiem wyraźny ślad wyżłobionej dnem łodzi. Nie ulegało przeto najmniejszej wątpliwości, że łódź w tym miejscu dobiła do wybrzeża i albo zbrodniarz puścił jaz wodą na stracenie, lub był to kajak, z łatwością dający się poskładać i zabrać niby plecak. W każdym razie zwyczajna łódka nastręczała w takim wypadku wiele trudności, tak z przechowaniem ą jeszcze bardziej z przenoszeniem, zatem należało przypuszczać, że tajemniczy zbój użył najprędzej do przeprawy składanej łodzi.
Z chwilą, gdy policyjna trójka pochyliła się badawczo nad owymi śladami, odczuto ostry, niemal gryzący nozdrza zapach i równocześnie spostrzeżono na piasku jakiś białawy proszek rozsypany wokoło.
— Zbrodniarz bezwarunkowo tu wylądował — odezwał się komisarz — i rozsypał ten proszek, aby do reszty zatrzeć ślady... Widać po wszystkim, że jest to niezwykle szczwany drab i nie będzie tak łatwo napędzić go do sieci.
W istocie węszący wokół pies jął okazywać coraz większe zdenerwowanie i wracać stale prawie do samej wody, gdzie widniało pierwsze odbicie stopy, jakby przez zapomnienie wcale nie posypane proszkiem, a z którego komisarz brał w