Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Wisłę. Zresztą taka bestia może posiadać wcale dobrą kryjówkę, której tak łatwo nie odnajdzie ktoś obcy. Bóg jeden wie, ile tu jest takich kazamat, no i co się w nich kryje... Mam wrażenie, że owa góra jest pełna takich tajemniczych pieczar i chodników. Szkoda czasu, wracajmy.
Udzielając sobie różnych uwag na temat tego przejmującego grozą lochu, zawrócili. Pies wyrywał się naprzód, uradowany, że ta upiorna droga skończyła się nareszcie. Nie przewidywał biedny, że jeszcze raz przyjdzie mu przebyć tę wstrętną norę i że czekają nań jeszcze groźniejsze niespodzianki.
Kiedy po chwili wyszli na świat, słońce już zachodziło.
Komisarz po wysłuchaniu sprawozdania o tak niespodziewanym odkryciu, ze względu na nadchodzącą noc, oraz zmęczenie po kilkugodzinnych poszukiwaniach, odłożył dalsze przetrząsanie podziemi do wczesnego poranka, przy czym poruczył miejscowej policji ścisłe pilnowanie obu wylotów tego niezwykłego chodnika. Zbrodniarz, o ile faktycznie znajdował się we wnętrzu, był zatem jak w potrzasku, na wszelki zaś wypadek należało jeszcze zasięgnąć wieści w najbliższej okolicy, czy podejrzana jaka postać nie wpadła komu w oczy.
Aczkolwiek dotychczasowy pościg nie dał realnego wyniku, to jednak można było przypuścić, że sprawa zostanie pomyślnym skutkiem uwień-