Podczas gdy wokół starych zamkowych ruin gotowano się do usidlenia zbója, tam z drugiej strony Wisły, w białej chacie nieszczęśliwej ofiary dzisiejszego napadu prawie nic zmianie nie uległo. Anusia leżała cięgle nieprzytomna, czasem tylko majacząc coś w gorączce i zasłaniając się rękami, jakby przed zjawą potwornego zbrodniarza.
Nie ulegało wątpliwości, że życie jej wisi stale na włosku, że organizm wytęża wszystkie swoje siły, aby zasklepić ranę i dać możność przedziurawionym płucom chwytania ożywczego powietrza. Widoczne było, jak siły młode mocują się ze śmiercią, jak pragną ją pokonać, aby nie dać przedwcześnie na pastwę ziemi tego jeszcze wiośnianego żywota.
Stach siedział obok łoża ukochanej dziewczyny niby posąg z kamienia. Twarz jego była szara jak płótno, oczy, przerażone nieszczęściem, nie wiedziały co począć, kędy szukać ratunku i w jaki sposób ulżyć tej najdroższej istocie. Badał tro-