Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/75

Ta strona została przepisana.



III

Tymczasem dwóch policjantów, zdążających chodnikiem od strony Wisły, spotkało się w podziemiach z komisarzem i jego pomocnikiem. Na całej drodze nie spotkano nic takiego, coby budziło podejrzenie, a tym bardziej spodziewanego zbója. Wobec tego należało przypuszczać, że zbrodniarz znajduje się powyżej w jakimś korytarzyku, o którym wspominał wywiadowca. Wszak nad sklepieniem słyszał wyraźnie stąpanie nóg i tam widocznie jest jakaś dźwignia do tych kamiennych drzwi. Wszystko więc za tym przemawiało, że tajemniczy łotr, z dwóch stron od razu zaatakowany, tam się w ostateczności ukrył i oczekuje na śmiertelną rozgrywkę.
Rozumowanie było proste, w rzeczywistości jednak sprawa poczęła się zaciemniać, a to z tego powodu, że nie było zupełnie żadnej odnogi od głównego chodnika, w którym się znajdował, a z którego winno prowadzić wejście do owych drzwi. Szukano choćby niewielkiego przesmyku, być może zasuniętego głazem, lecz nadaremnie. Tu i ów-