Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/76

Ta strona została przepisana.

dzie widniały w ścianie wcale poważne wyrwy, jednak tak zawalone rumowiskiem, że nie zdradzały zgoła świeżo zrobionej barykady. A przecież tu gdzieś w pobliżu musiało być to przejście, bowiem położenie komory, w której znajdowali się przodownik z wywiadowcą tu właśnie tego kazało się domyślać, tym więcej, że grobowa piwnica, pełna piszczeli i pordzewiałych kajdan, nie posiadała wcale najmniejszego otworu, prócz jedynego przejścia, przez które przedostali się tutaj. A więc co teraz począć, czy brać się do odwalania rumowiska?
Jak długo jednak może potrwać ta praca i czy wyda pożądany rezultat?
Po chwilowej rozwadze komisarz podszedł znowu do uwięzionych ludzi, aby zasięgnąć od nich bliższych informacyj dotyczących zawalonego przejścia. Niestety, tak przodownik, jak i wywiadowca, nie znając wcale lewego korytarza, nie dali w tym kierunku żadnego wyjaśnienia i tylko przypuszczali, że zbój musiał wejście zawalić, barykadując się w ten sposób. Po krótkiej naradzie stanęło wreszcie na tym, aby bezzwłocznie wysłać posterunkowego do wsi po konieczne do rozbicia kilofy, zaś pozostali mieli się zabrać do odwalania rumowiska. Tak też bez straty czasu uczyniono.
Przodownik z wywiadowcą usiedli znowu na wilgotnym klepisku, zdenerwowani już nie tyle więzieniem i gryzącym powietrzem, ile niepowo-