Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/86

Ta strona została przepisana.

wątpliwości, ze nieuchwytny zbrodniarz stąd odpłynął kajakiem i jak duch przepadł, nikt bowiem nie widział żadnej łodzi na rzece.
Tak więc wszystko spełzło na niczym i zbój z osaczonej pułapki wydostał się na wolność, ażeby władzom bezpieczeństwa nie dać odetchnąć ani na chwilę.
Wieczorem cała policyjna obława wróciła do Nadbrzezia, po czym autem odjechano do miasta. Pozostał tylko wywiadowca, ale bez psa, gdyż w dalszych jego planach pies byłby mu ciężarem.
Aliści mimo różnych podstępów nie jemu było przeznaczone ujęcie tajemniczego zbója, lecz człowiekowi, który dziś cierpiał rozpaczliwie, który siedział przy łożu nieprzytomnej Anusi, nieszczęśliwej ofiary potwornego napadu, a tym człowiekiem czy też narzędziem w ręce sprawiedliwego Boga miał być wybraniec napół żywej istoty — Stach Kobyłecki. On miał ją pomścić, oraz wszystkie ofiary, z których wytoczył krew wraz z życiem ten zwyrodniały potępieniec.