Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/98

Ta strona została przepisana.

— I dostałyśmy jeszcze po medaliku, które sam ksiądz biskup poświęcał — oznajmiła mu siostra.
Niechęć na obliczu chłopaka rozwiała się do reszty.
— To Bóg wam zapłać, dziadku — odezwał się serdecznie do poczciwego starca. — Jak to dobrze, żeście wstąpili i choć trochę przynieśli nam radości.
Dziad uważniej zaczął przyglądać się Stachowi i musiał widać poznać, że nieszczęsna Anusia jest dla tego dorodnego młodzieńca czymś więcej niźli siostrą, bo pewnie jak mu z oczu patrzyło — wybranką miłującego serca, przeto, by jeszcze bardziej go pocieszyć, odrzekł poważnie:
— Bóg miłosierny zachował ją od śmierci, to i powróci rychło zdrowie. Ta święta woda nie zawodzi, a ja się modlił będę, bo mnie po ludzku przyjęto w owych progach...
Jakoż wielka otucha wstąpiła w zbolałe serce Stacha, bowiem szczególnie wyraz twarzy Anusi znamionował jeszcze większą poprawę.
Ponieważ dzień się skończył i lekki mrok zapadał, przeto miłego starowinę zostawiono na nocleg i w tym celu w stodole Stach mu wymościł ze świeżej słomy legło.
W ciągu nocy czuwała przy łóżku chorej Zo-