sia, to znów na zmianę brat. Wprawdzie wkrótce z wieczora ogarnęła Anusię jeszcze silna gorączka, jednakże po północy chora cicho zasnęła i spała już spokojnie aż do białego rana. Po przebudzeniu w zdrowiu dziewczyny zaszła tak widoczna poprawa, że Stach ze szczęścia nie mógł powstrzymać łez. Przypisując tę zmianę owej cudownej wodzie, pobiegł czym prędzej do stodoły, by podziękować pielgrzymowi za to tak skuteczne lekarstwo, ale niestety już go nie zastał na posłaniu. Poszedł nie wiedzieć kiedy i dokąd...
Aliści dziad nie zniknął tajemniczo, jak się na różny sposób poczęło roić w Stachowej wyobraźni, lecz usłyszawszy sygnaturkę o świcie, powstał z barłogu i powlókł się nabożnie w stronę wioskowego kościoła. Powrócił bardzo późno, z ludźmi przygodnie rozmawiając po drodze o tej niezwykłej zbrodni, aż wreszcie dotarł pod gruszę za stodołą Anusi i siadł na chwilę, aby odetchnąć nieco i jeszcze raz rozważyć, czy zwierzyć się Stachowi ze swoich może trafnych podejrzeń.
Jakoż po pewnym czasie przyszedł do przekonania, że nie powinien nic ukrywać, co dla tej wielce tragicznej sprawy mogłoby mieć jakiekolwiek znaczenie. Z tą myślą podźwignął się na nogi i wolno skierował się ku Anusinej chacie.
W izbie toczyła się rozmowa na temat
Strona:Paweł Staśko - Białe widmo.djvu/99
Ta strona została przepisana.