Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/21

Ta strona została przepisana.

Olga była w najlepszem usposobieniu, wesoła i uśmiechająca się za każdem słowem.
Goście kawiarniani spoglądali ku nim w zaciekawieniu, obserwując to Olgę i jej bogatą toaletę, to niedbale opartą postać Jerzego.
— Począłem tracić nadzieję w przyjście pani, panno Olgo. Naprawdę, spaźniać się tak niemiłosiernie, to okropne... Pani niema litości! — popatrzył na nią z wyrzutem, zapalając papierosa.
— Nie wiedziałam, że pan będzie taki punktualny — śmiała się — a zresztą, dłużej oczekiwaną osobę widzi się tem chętniej, nieprawdaż?
— Wobec tego, to ja powinienbym paść z radości i tęsknoty...
— Dlaczego? Ze pan pół godziny musiał czekać?
— Tak. To już powinno me uczucie spotęgować do ostatecznej granicy.
— Panie, czemu pan nie mówi prawdy?
— Więc i to uważa pani za kłamstwo?
— Oczywiście.
— Naprawdę, pani jest bez serca!
— O, to się pan myli.
— Teraz znowu się mylę?
— Nawet bardzo. Jakżeż można nazwać czło-