Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/22

Ta strona została przepisana.

wiekiem bez serca tego, który ma je tak gorące, jak moje...
— Och, jaką niezrozumiałą stała się pani od pewnego czasu... Dawniej była pani cieplejszą w słowie, przystępniejszą, że tak się wyrażę, obecnie zaś uważa pani za stosowniejsze lekceważyć me powiedzenia, czasami zadrwić, ot, stała się pani rodzajem fata morgany.
— Jakto? Czyż ja uwodzę? Czy jestem tą pustynną zorzą, co obiecuje jakieś gorące upragnienie, a później omamia i znika?
— Tak, pani jest tą zorzą na bezkresie ludzkich chęci, która czaruje i kusi, aż stanie się tą mgłą nieuchwytną, eterem w przestworzu — i...
— No?
— I następuje złudzenie, a to, co było, wydaje się czemś nigdy nieistniejącem, zaś upragnienie, zjawą, rodzącą gorycz i mękę...
— Eh, przeczulony pan jesteś, panie Jerzy... a właściwie zabawny... Panu tak nie przystoi mówić w ten sposób, co pan właściwie chce, czego pan pragnie? Ma pan na świecie szczęście, jednem słowem, wszystko. Ze tam czasem jakaś chętka nie dopisze panu przez swą nagłą wybujałość, że jakiś błędny wynik pociągnie za sobą i zwiedzie, to nic