Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Olga wyjęła z złotej torebki papierośnicę i zapaliła papierosa.
— Słucham pana dalej.
— Otóż, panno Olgo, teraz wkraczam w świat poezyi, zachwytu i czaru.
— Naprawdę, zaciekawia mnie pan...
— Pragnąłbym nadewszystko, ażeby pani była dla mnie lepszą, serdeczniejszą, taką, jaką byłaś w pierwszych dniach naszego poznania... Ażeby oczy pani patrzyły blaskiem szczerości, by słowa pani były słoneczne i balsamiczne, uścisk dłoni ciepły i taki dobry, jak uścisk anioła, przynoszącego słodycz nadziei i ukojenie serca...
— Mówi pan jak człowiek, którego w życiu spotkał wielki zawód... — zatrzymała na nim wzrok, jakby badawczy, a tajemniczy uśmieszek odsłonił kończyny dwu rzędów perłowych ząbków, nieskalanej białości. — Na jakiej podstawie powiedział pan, ażebym była dlań lepszą?
— Panno Olgo — przerwał — poco ta komedya?
— Czego więc pan chcesz ode mnie?
— Powiedziałem to pani wczoraj, tu przy tym stoliku i pani mnie prawie wyśmiała...
— Przepraszam, nie wyśmiałam pana, ale nie mogłam uwierzyć w te zwierzenia...