Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/25

Ta strona została przepisana.

— Jakto, czyż były i są niemożliwe?
— Owszem, możliwe są, ale w ustach pańskich brzmiały tak jakoś dziwnie, nieprawdopodobnie i podejrzliwie... że... no, że nie mogłam dać wiary...
— Czyż uważa pani, panno Olgo, żem niezdolny już do kochania?
— Możliwe, że pan jeszcze zdolny...
— Co znaczy to »jeszcze?«
— Ech, dajmy temu pokój... Panie Jerzy, jakżeż ja mogę uwierzyć, że pan dotychczas nie kochał wcale... Pan? Człowiek młody, elegancki, taki lew salonowy, sportsmen, czyż to możliwe?
— Wie pani, mnie świat kobiet tak mało dotychczas interesował, płeć piękna była mi tak obojętną, iż naprawdę sam się dziwiłem swemu usposobieniu... Co mnie bawiło? ot, wyścigi, turystyka, czasem turnieje szampańskie...
— Panie — przerwała Olga — czyż te zabawy, te turnieje, jak pan nazywa, mogły być bez towarzystwa kobiet? To takie nieprawdopodobne... ja w to nie uwierzę nigdy!
— Że było tam czasem jakoweś zapomnienie, jakaś miłostka... no, trzeba mężczyznę wyrozumieć...