Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— Właśnie, przez to wyrozumienie my kobiety was znamy i nie możemy wam wierzyć...
— Czy pani myśli, że są wyjątki?
— Są, i to liczne.
— A jeśli powiem, że nie?
— Toście wszyscy nic nie warci!
— W takim razie trzeba nas bojkotować...
— Tak właśnie chcę robić ja. Jakkolwiek nie oświadczył mi się pan wczoraj, alem mu oznajmiła, że zamąż nie pójdę nigdy. Poco?
— Ale, panno Olgo, pani zmieni zdanie, tak mówią tylko pensyonarki, grożąc, że wstępują do klasztoru...
— Tak pan sądzi?
— Tak!... — przeszył ją błyskiem namiętnych źrenic i nie spuszczał z niej zachłannego wejrzenia, jakby ją pragnął przyciągnąć do siebie i porwać w objęcia w szale pożądania.
— A może i wyjdę kiedyś... może mnie weźmie jakiś bożek... może... — opuściła powieki, co razem z falującą piersią czyniło ją niezmiernie ponętną i czarującą.
Olga miała w sobie coś z gorących, południowych piękności, coś pośredniego między Włoszką a Hiszpanką, o tym samym charakterze wulkani-