Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/27

Ta strona została przepisana.

czno-kuszącym, a jasnoniebieskie oczy, tak rzadko spotykane u brunetek, dodawały jej przemożnego uroku i niezwykłego wdzięku.
Podano zamówione napoje i przekąskę.
Olga rozmawiając, zwracała oczy co chwilę ku sąsiedniemu stolikowi, gdzie przy szklance herbaty, obłożony stosami pism swojskich i zagranicznych, siedział mężczyzna, trzydziestoletni brunet, z wielką rozwichrzoną czupryną, przyglądający się jej co chwilę.
— Panie Jerzy, kto jest ten pan z tą artystyczną fryzurą? — zapytała, wskazując głową. — On tu jest tak częstym gościem.
— To Orlicz, podobno genialnie zdolny rzeźbiarz.
— Przypuszczałam, że to jakiś artysta — mówiła, nie spuszczając zeń oka. — Bardzo sympatyczny człowiek, tylko twarz ma ogromnie smutną i jakby demoniczną... Przed chwilą patrzył się tu, widziałam jego oczy, naprawdę, nie spotkałam jeszcze tak czarnych ócz, o takim stalowym blasku i tak głębokiem wejrzeniu...
— Jak widzę, gotowa się pani w nim zakochać, co? Warto, panno Olgo, to sławny człowiek, tylko nie wiem, czy jest jeszcze kawalerem... —