Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/28

Ta strona została przepisana.

dodał trochę ironicznie, przygryzając nieznacznie wargę.
— A może i kawalerem; artyści żenią się rzadko...
— Pewnie... Im potrzeba ustawicznie nowych wrażeń, proza i monotonność ich nudzi...
— Mają racyę; najlepiej być takim wolnym orłem, gonić beztroską myślą w nadziemskie regiony, ukochać piękno i stwarzać...
— Kiedy przeważnie ludzie ci mają najwięcej trosk, trosk o byt, chleb...
— Nie wszyscy. Niektórym powodzi się znakomicie i żyją po królewsku. Wprawdzie są i biedni, ale i ci przy suchym kawałku chleba żyją natchnieniem i twórczością i są szczęśliwsi od nas w świecie swych ideałów i marzeń... Bywszy w Monachium, poznałam pewnego malarza, człowieka niezmiernie utalentowanego, nazwiskiem Witożeniec. Był to Polak studyujący tam sztukę. Stworzył on obraz o dosyć pokaźnych rozmiarach, przedstawiający Nędzę. Widziałam go na wystawie, powiadam panu, dzieło wprost niebywałe, hypnotyzujące plastyką i przerażające tematem. Groza jakowaś wiała od niego i gniotła ciężarem nieszczęścia. Tysiące widzów obserwowało to jakby żywe płótno,