Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Czuł w sobie szarpanie nerwów nielitośne, a samowolne, czuł pożar palący wnętrze i nadmiar krwi w żyłach i to sprawiało mu zawrót głowy dokuczliwy, wstrzymując w płucach zasoby powietrza jak z lęku, lub bojaźliwej rozkoszy.
— Czarujący walc, nieprawdaż? — zapytał, nie odrywając od niej oczu.
— Prześliczny. Jak mi się zdaje, to walc hiszpański. Charakterystyczne jest, że walce hiszpańskich kompozytorów są niesłychanie pieściwe i upojne. Płynie z nich jakaś słodka kołysanka, że człowiek nie jest w stanie oprzeć się temu wrażeniu i tej potędze kołyszących tonów...
— Pamiętam kilka wieczorów hiszpańskich na tle tamtejszej przyrody: gitary, mandoliny, muzyka, śpiew, och, jest to coś niezapomnianego...
— Zapewne i piękne Hiszpanki? One mają taką śliczną cerę, są wrażliwe, namiętne, kochliwe, nieprawdaż, panie Jerzy?
— Zapewne, że są mniej uparte, jak Polki...
— A czyż upór jest czemś złem?
— Nawet bardzo.
— A to dlaczego?
— Bo nie ma czasu na gruntowne wykorzystanie życia, jego czaru, rozkoszy...