Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/33

Ta strona została przepisana.

dłowy i przytłumiony — powiedziałem wczoraj, że panią kocham... do wczoraj milczałem o tem, byłem pewny, że to złudzenie, albo wrażenie chwilowe, milczałem za cenę męki, krew się ścinała we mnie, alem się przemógł, zwyciężył... Teraz nie mogę, nie mam już sił i nie chcę. Przekonałem się, że ta miłość, to nie ułuda, ale że to krzyk serca straszny, konieczny, niezwyciężony... I powiedziałem pani to wczoraj, zwierzyłem się pchany do tego szalejącem sercem, a pani co? Pani wyśmiała się ze mnie!...
Ostatnie słowo wymówił głośniej, co zwróciło uwagę gości.
— Niech się pan nie denerwuje — odezwała się poważniej Olga — bo zgniewam się i wyjdę. Ludzie się patrzą...
Jerzy zdawał się nie słyszeć tych słów, mówiąc dalej:
— Dziś powtarzam pani to samo, i znów się pani śmieje? Panno Olgo — odetchnął trochę — niech pani przyjmie to poważniej, z uczucia drugich nie powinno się drwić. Ale mniejsza o to. Powtarzam pani jeszcze raz i powtórzę po sto razy, że panią kocham do niepamięci, i pani moją być musi! Żebym to miał życiem przypłacić, wszystko