Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/35

Ta strona została przepisana.

— Chcę, by mnie pani kochała, by była moją, by miłość pani była jak wulkan gorąca, bezpamiętna, bez granic... I będę szczęśliwy, jak nikt, jak nikt na świecie, panno Olgo... — W oczach jego było tyle prośby i ognia, tyle niespokojnego oczekiwania, iż zdawało się, że chwila ta, w razie odmowy i zawodu, zwali go trupem na ziemię.
— Panie... przecież ja pana lubię... najlepszy dowód, że się z panem spotykam... A co się tyczy miłości, to czy ja wiem?... Cóż mogę panu teraz powiedzieć? Znamy się stosunkowo krótko... ja sama nie wiem... ja nie umiałabym kochać może... panie Jerzy, zostawmy to przyszłości...
Tajemne kłamstwo patrzyło z kącików jej ócz zaczajonymi błyski.
— Pani nie umiałaby kochać? — zapytał nagle z pewną ulgą — oczy pani, to raj miłości, usta, to kielich nektaru... uśmiech, spojrzenie, te rączki białe, och, pani cała, to miłość, jak słońce, miłość ogromna... Panno Olgo, ja gdybym był malarzem, to w symbol miłości zakląłbym panią, i czuję, że byłbym niedoścignionymi...
— Porywa pana egzaltacya, panie Jerzy...
— Och, nie, przeze mnie mówi serce, mówi siła, którą pani we mnie zrodziła, przeze mnie mó-