Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/46

Ta strona została przepisana.

— Przecież tak chciała pani powiedzieć, panno Olgo?
— Chciałam powiedzieć, jak Adama...
— Adama? Przecież nie miał rywali...
— Ewa także nie miała innych adoratorów...
— Oni może obydwoje spodziewali się coś więcej?...
— Niech pan nie opowiada bredni. Mówiąc, coby mogło pana spotkać, miałam na myśli wypędzenie z raju... wie pan?
— Zapewne i pracę w pocie czoła?
— Jak pan chce.
Po słowach tych poprosiła Jerzego do buduaru. Był to niewielki pokoik umeblowany jak cacko. W rogu na etażerce i płycie toaletowej stały kwiaty w wysokich kloszach, przeważnie róże.
— Spoczniemy tu, czy wyjdziemy na balkon?
— Proszę, zostańmy tu. Szkoda opuszczać tak miły chłód i taką woń — mówił dźwięcznie wdychając całym haustem powietrze w piersi.
Usiedli przy małym stoliku nakrytym koronkowym obrusem, Olga otwarła kasetkę z papierosami, częstując gościa, przyczem zapaliła sama.
— Mówiłam już panu, że mam zamiar wyjechać na wieś?