Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/48

Ta strona została przepisana.

— A kiedyż, jeżeli można zapytać, zdecydowała się pani?
— Wczoraj.
— Wielka szkoda, że pani wyjeżdża, panno Olgo. Co ja tu sam będę teraz robił? Tak się już zżyłem z panią, i rozłączenie się obecne będzie dla mnie straszne...
— Dlaczego miałoby być aż straszne?
— Bo pani nie będzie, panno Olgo... — popatrzył na nią z bolesnym wyrazem, jakby go spotkał wielki zawód, z którego niema wyjścia.
— Znajdzie sobie pan inną towarzyszkę, będzie panu wesoło, a może i weselej, bo to będzie nowość, nie będzie panu miał kto dokuczać, jak ja to czyniłam, więc czemu pana to tak martwi? — udawała, że nie pojmuje, o co Jerzemu chodzi.
— Swoją drogą, pani do dziś była dla mnie tyranem, nie chciała pani zrozumieć moich słów, wszystko wydawało się pani nieprawdopodobnem, kłamliwem, naciągniętem... Nie pojmuje pani, panno Olgo, jak to szalenie boli, jeśli ktoś ofiarowuje drugiej osobie sercem wypieszczone róże, a ta osoba je depce...
Przez mózg Olgi przebiegło żywe wspomnienie jej miłości... Stanął w oczach ten piękny mło-