Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/52

Ta strona została przepisana.

Słów jej zdawał się nie słyszeć wcale. Przygarniał ją ku sobie coraz zawzięciej i śmielej, doznając zawrotnych dreszczy. Trzeźwość topniała mu w myśli coraz bardziej, potęgując pokusę do ostatecznych granic.
Olgę poczęła opanowywać jakaś zmysłowa niemoc, bojaźliwa, błoga i ciężka zarazem.
Jerzy dopadł ustami nagiego ciała ramion i wessał się weń jak w największą słodycz.
Przeszła po niej jakowaś moc, mająca możność zniewolenia najpotężniejszej woli.
— Jam już do śmierci twój, ślubu chcę z tobą Olżuniu, za żonę wezmę i będę kochał, pieścił, jak dziecię, będę ci wierny, jak najpoddańszy sługa, ale się nie broń już, nie broń, bądź teraz moją, ach, bądź!... bądź!...
Rzucił się na nią huraganem zgłodniałych chuci, jak rozwścieczony zwierz. W pierwszym ataku uległa mu zupełnie, że zdawało się, iż ją pokona bez dalszego oporu, że nawet przyciągnie go do siebie, sama pełna pożądań i oszołomień, ale nagle, jak piorun przecięło jej zmysły wspomnienie zdrady tamtego, wściekłość naprężyła nerwy, dodała siły — i jednym rzutem wyswobodziła się z jego demonicznych sideł.