Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/55

Ta strona została przepisana.

czyźni, wy, wy szaleńcy, gąbki przesiąkłe zdradą i chucią!... »Żoną mi będziesz...« cha, cha!... — powtórzyła ironicznym śmiechem słowa Jerzego i poczęła się zwolna rozbierać. Jednakże pewna myśl krążyła jej po mózgu, niby pająk snujący przędzę — to owo pragnienie miłosnych odurzeń. Czuła w piersiach żywiołową powódź namiętności, nie dającą spokoju ni ulgi, ale trapiącą bez przestanku, jak przemocna pokusa. Podniecona wyobraźnia nasuwała zmysłowe obrazy, chłostając ciało coraz większym płomieniem pożądań. Wśród tego ognia, płonąc cała ulewą rozszalałej krwi, położyła się do łóżka. Wyprężyła się na miękiej pościeli, niby huryska oczekująca kochanka, chwytając w dłonie efebie pącze piersi.
— A gdyby on tu był został... — wybiegło jej przez zaciśnięte usta — gdyby... Jaka ja głupia, ach, szaleć!... szaleć!... — zdawało się, że piersi pękną jej od gwałtownego uścisku rąk. Po chwili odkrywszy się, rozkrzyżowała ramiona i, przymykając oczy, puściła wodze myślom...

Na drugi dzień przed południem Olga była na stacyi kolejowej. W nocy powzięła zamiar natych-