Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/56

Ta strona została przepisana.

miastowego wyjazdu, bez pożegnania się z Jerzym. Żal jej go było poniekąd i choć czuła wielki nietakt swojego kroku przechodzący w nieukontentowanie ze samej siebie i wstyd, jednakże uplanowana myśl, aby go wyśmiać, zniewoliła ją ostatecznie do tego. Rozumiała zbrodniczość swego postanowienia i nieszlachetność, ale mimo to wszystko zwyciężyła stanowczo zaciekłość i chęć odwetu.
Pociąg miał już odjeżdżać. Posługacz wniósł jej ostatnie bagaże do coupé pierwszej klasy i oznajmił, że odjazd nastąpi za minutę. Olga weszła do wnętrza. Zaledwie zdołała rozlokować się w pustym przedziale, gdy drzwi się odsunęły i w progu stanął z małą podróżną walizą rzeźbiarz Orlicz. Skłonił się Oldze uprzejmie i zapytał czyby nie mógł zająć miejsca. Otrzymawszy pozwolenie usiadł naprzeciwko niej przy oknie, starając się zaraz o nawiązanie rozmowy.
— Pani daleko podróżuje, jeżeli można zapytać?
Olga wymieniła nazwę stacyi.
— Wspaniale! Ja także tam wysiadam. Co za ciekawe zdarzenie... Wybraliśmy, jakby z namowy; jeden czas, pociąg, przedział i ta sama miejscowość...