Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/61

Ta strona została przepisana.

— Chciałabym, by to już było dziś. Ale zastrzegam sobie, że po ukończeniu dzieło do mnie należeć musi, ja tylko chcę mieć prawo nabycia tegoż...
— Najsamprzód będę je chciał posłać na wystawę, a później, owszem, będę do dyspozycyi pani.
— Dziękuję panu już teraz. A kogo będzie pan rzeźbił w Zaborzu?
— Dziedzica Myszkowskiego.
— Ach, tego starego! Wie pan, ten człowiek ma wprost manię zbierania rzeźb, inna rzecz, jest wytrawnym mecenasem sztuki. Jakie on ma wspaniałe zbiory! Swoją drogą, ludzie bezdzietni, jak przypuśćmy Myszkowscy, nie mogąc na dzieci przelać swoich uczuć, znajdują przeważnie w czemś innem upodobanie i nieraz oddają się temu z calem poświęceniem.
— To oni bezdzietni?
— Tak, nie mają potomstwa.
— Pani wraca teraz na wieś na stałe?
— Nie, ale możliwe że na czas dłuższy. Ja, wie pan, ustawicznie podróżuję.
— O, jeśli sobie tylko pozwolić można, to rzecz arcyprzyjemna.
— W stolicy zatrzymałam się stosunkowo dość długo, że mi się już znudziła.