Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/63

Ta strona została przepisana.

chmurka, nieskalany wisiał w przestworzu, niby olbrzymi klosz kryształowego szkła, w jednym punkcie przestrzelony lawą rażących promieni słońca.
Godziny upływały jadącym dość szybko. Nawiązywali pomiędzy sobą coraz szerszą rozmowę, planując nawet sposób spędzenia dni na wsi. Wyszukano również pracownię na czas rzeźby Hetery, którą miał stać się pokój w brzeźnickim dworze, będący zwykle zimowym przytułkiem dla palm, kaktusów i różnych południowych krzewów.
Wieczór począł się zbliżać coraz widomiej.
Ponieważ Olga czuła się nieco przemęczona i senna z powodu miarowych drgań wozu i rytmicznego stuku, a do właściwej stacyi było jeszcze około trzech godzin drogi, przeto, przeprosiwszy sąsiada, położyła się wygodnie na pluszowej ławce, zakrywając twarz woalką. Pierwszą jej myślą, jakiej oddała się zamykając oczy, był Orlicz. Od początku spodobał jej się ten człowiek bardzo, a nawet podbił zupełnie. To tylko zastanawiało ją dość żywo, że przez cały przeciąg rozmowy nie zboczył ani razu na temat erotyczny, chociaż naprowadzała go nań ulotnemi zdańmi, mówiąc przeważnie o sztuce, jej nieobjętych regionach i niesłychanie