Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/70

Ta strona została przepisana.

chwil, łagodząc ból i umniejszając rozpacz zawodu, że jeszcze do niej mógł powrócić — ot kiedyś, po tylu miesiącach głuchego milczenia dał znać o sobie obszernym listem, poznał swój błąd, usprawiedliwiał się i błagał o przebaczenie... Nie wiedziała, że tam w stolicy życie odebrał sobie Jerzy, nie mogąc przeżyć tej zdrady — — wszystko stało się jej obojętne, nic nieznaczące i marne, teraz jej życiem, myślą i pragnieniem był Orlicz, ten chłodny, jakby bez serca i krwi, rzeźbiarz.
Gasiła w sobie tę miłość jak wielki grzech, tłumiąc jej powódź w rozgorzałych piersiach, odganiała od siebie niby larwę niosącą grozę nieszczęścia, walczyła z sobą aż do rzęsistych łez bólu — jednakże na marne. Przyszła ta moc jakby konieczne zrządzenie losu, przyszła niepokonana, zwycięska.
Rozgorzałe, jak słońce, serce jej młode, uległo niby podcięty kwiat.
Chowała w głębi piersi tę tajemnicę przed nim, choć czuła, że czyta ją z niej, że owa miłość pała jej w oczach i twarzy nieugaszonym płomieniem, że ją zdradza.
Wśród takiej szalonej męki i walki wewnętrznej minęły pierwsze dwa tygodnie. Zdawało się, że