Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/72

Ta strona została przepisana.

winien być i w życiu sam tą niepohamowaną mocą.
Ukochała go całym zasobem swej rozbujałej egzystencyi, może właśnie przez tą jego chłodną odporność, która teraz poczęła ją dławić, nie dając spokoju ani na chwilę.
Aż przyszła na nią ostatnia fala tej siły wrogiej, uderzyła w serce i mózg — i zniewoliła ostatecznie.
Było to podczas niedawnej, poświatnej nocy. Czar przyrody rozmarzył do reszty tęsknotę serca, rozpalił krew i wyotchłanił w piersiach szalony głód kochania i upojeń. Wstała z łoża rozpłomieniona i drżąca z kaskadą rozrzuconych włosów, lekki płaszcz zarzuciła pospiesznie na obnażone ramiona i, nie dbając na nic, jakby gnana siłą jakąś fatalną, podeszła do drzwi jego pokoju. Nie spał jeszcze, ale siedział przy oknie, patrząc w ogród tonący w miesięcznym blasku. Olga weszła do wnętrza, jakby zjawisko jakieś białe i lotne, weszła jak sen, albo marzenie słodkie. Wpadła w jego objęcia, niby nieziemska istota, szukając gwałtownie ust. Zdumienie Orlicza minęło prędko i sam począł ją cisnąć do siebie, zlewając się z jej wargami w jeden długi, zawrotny pocałunek. Zrozumiał jej naj-