Orlicz po ukończeniu pracy w glinie, nie dbając na trudności transportu, sprowadził na wieś ogromny złom białego marmuru, by w nim odtworzyć zmodelowaną postać.
Po miesięcznym znoju, kując z całą intensywnością, wykończył głowę i połowę torsu. Urok, bijący z marmurowych kształtów, był stokroć większy i podbijający.
Radość artysty nie miała granic, potęgując jego wolę i zamiar do niebywałej wydajności. Robota szła w szalonem tempie, ukazując coraz dalsze linie ciała wychylające się z niekształtnej calizny, niby stwarzające się życie.
Aż dnia jednego przez nerwy rzeźbiarza przebiegł dreszcz przerażenia... Oto na marmurowej grani ukazała się niespodzianie pokaźna rysa, biegnąca od nóg ku przedziałowi piersi. Z zapartym tchem począł ją śledzić skupionym zmysłem, aż wreszcie doszedł do struchlałego poznania, że marmur pękł...
Pot kroplisty wystąpił mu na czoło i stał w tem tępem oniemieniu, podobny do tego kamienia leżącego przed nim w zarysowanej, jakby od niewidzialnego gromu, grozie.
Szaloną emocyą napięte nerwy opadły mu
Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/74
Ta strona została skorygowana.