Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

zerwałam kwiatów i tchem bieżę.
Matuś! tam kwiecia krocie
u źródła... Tyle woni,
blasków i barw i ciszy —
Słuchaj, jam tam przez chwilę
dziś spała... i miałam sen —
taki szczęśliwy sen...
Nie wiem, zali mi Abel brat
śnił się, czy Anioł boży...
ach, już nie pomnę... Młodzian ten
cudny, jak rajski kwiat,
zjawił się przy mnie i przemile
stojąc wśród cienia palm
spojrzał na moje lice...

EWA.

Córko, widziadła snu
to czasem złuda pusta...

ALMA (chwytając matkę za ręce)

Matuchno! nie przecz, nie!
W oczy patrzyłam mu,
gdy słodkich słów
zwierzał mi tajemnicę —
i spojrzeń męskich łów...
Pierwszy raz w życiu — ach!
on mi całował usta
w tym miodnym śnie