Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/109

Ta strona została przepisana.

egoizm doszedł do szczytu bezwzględności, do stanu niepojętego wręcz zdziczenia.
Oficerowie i szyprzy musieli z rewolwerami w rękach panować nad tę ściżbioną masą ludzi, grożąc opornym kulą.
Opuszczono na wodę pierwszą wielką szalupę pełną kobiet i dzieci, potem drugą i trzecią, podczas kiedy majtkowie wynosili na pokład nowe składane łodzie, w jakie wystarczająco zaopatrzony był parowiec. Była zatem nadzieja uratowania wszystkich ludzi, bowiem okręt odciążany stopniowo i dzięki pracy pomp dość wolno pogrążał się w fale i jeszcze jakiś czas mógł się utrzymać na powierzchni.
Wichna i jej ledwie przytomna matka dostały się szczęśliwie do pierwszej opuszczonej szalupy. Niestety Grota nie puszczono do łodzi, uważając, że jest to całkiem zbyteczny balast i człowiek musi mieć pierwszeństwo. Biedny pies nie pojmował dlaczego rozdzielają go z panią, której tak wiernie służył i odepchnięto nielitośnie, jakby wyrządził komuś krzywdę. Oddzielony od Wichny stłoczoną ciżbą ludzi ledwie wydostał się z natłoku i podniecony wsparł się łapami o pochyloną poręcz burty, jak oszalały szukając kogoś w łodzi rozpacznemi oczyma.
Wichna, mimo odbierającej pamięci chwili, przecież dostrzegła go przy burcie, nie dopuszczając nawet myśli, aby się mogła rozstać z ukochanym zwierzęciem. Ona jedna ze wszystkich kobiet była najmniej przerażona nieszczęściem, jakby niebezpieczeństwo nie wywierało na nią właściwego wrażenia.
— Grot! Grot! — zawołała co siły i wyciągnęła ręce do skomlącego psa.