nie sama „Polonia“ zawiezie panią do ojczyzny. Wraca z pierwszej egzotycznej podróży, a że w całości spełniła swoje obowiązki, służy chętnie gościną...
Wichna spojrzała na morze, gdzie w tej chwili „Polonia“ opuszczała kotwicę.
— Ah, jakiż to cudny okręt... jak z bajki! — zawołała z zachwytem.
— Tak, rzeczywiście z bajki — odrzekł z dumą oficer — z bajki młodej, nowe życie poczynającej Polski.
Jak Wichna ze serdecznym zachwytem patrzyła się na okręt, tak z niemniejszym podziwem piły źrenice polskiego marynarza piękno młodej rodaczki. Myślał, że chyba śni, że to prześliczne dziewczę jest również z bajki...
Nie czas jednakże było na te rozkoszne dociekania, obowiązek był pierwszy i tą liczną gromadą trzeba było się zająć.
Łódź żaglowa stała gotowa do przewozu rozbitków.
Po lekko rozkołysanych falach oceanu kładły się szkarłatne blaski słońca, iż się zdawało, że jakowyś czarodziej rozsypał po tym wodnym bezmiarze czerwone płatki róż, jakby w ten sposób pragnął osłodzić los rozbitków, a okrętowi, który im życie uratował, wyścielił drogę purpurami.
Gdy zaludniona łódź stanęła obok burty parowca i gdy spuszczono do niej schodki, wielce uprzejmy pan porucznik szepnął cicho do Wichny
— Niech pani wejdzie pierwsza... Ten pływający skrawek Polski pragnie powitać swoją nieznaną córkę...
Podziękowała mu swoim uszczęśliwionym blaskiem oczu i wstąpiła na schodki.
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/125
Ta strona została przepisana.