trzpiotka albo zmieniała nagle temat, albo uciekła przyglądając się maszynom. Nie myślała zupełnie dlaczego postępuje w ten sposób, jednak ją to bawiło, jak gdyby chciała sobie wynagrodzić głuche i samotne dzieciństwo.
Zdezorjentowany porucznik Wejher miał zatem chwile przedziwnie pomieszane: płochego szczęścia i miłosnej zgryzoty. Jego jasnowłosy ideał był równocześnie wszędzie i rzecby można — nigdzie, to znów się zbliżał, czarował swą istotą, póki nie zniknął jak zjawisko. Kiedy najbardziej pragnął gdzieś na uboczu pomówić z nim poważniej, to za czas krótki ów ideał wyciągał go na pokład, czasem zapraszał do mamusi, lub ostatecznie począł bawić się Grotem. Był tak ruchliwy niby rtęć, że w przeciągu kwadransa poruszył sto tematów, tylko ten jeden, stale przez porucznika zaczynany, jakoś nigdy nie wiązał się pomyślnie i nie pusunął naprzód sercowej tajemnicy.
Być może, iż co do tak zmiennego usposobienia Wichny w myślach jej wielbicieli panowała przesada, jak zwyczajnie u ludzi, którzyby przedmiot swoich uczuć stale pragnęli mieć przy sobie i wyłącznie dla siebie, lecz bądź co bądź była dla nich jakby nieuchwytnym obłokiem i ani pomyślała, jak mimowolnie zawróciła im w głowach. Uważała to raczej za sposób ich zabawy, więc jak umiała i podsunął jej humor, tak się z nimi bawiła. Niekiedy znowu uciekała od wszystkich i przebywała tylko z matką, wtedy obie marzyły o przyszłości, układały projekty i tęskniły do Polski, która z każgą godziną przybliżała się do nich, dla jednej wcale nieznana, tajemnicza, dla drugiej przed wielu laty opuszczona i jeszcze może bardziej wołająca ku sobie.
Tymczasem chybka „Polonia“ obojętna co się
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/129
Ta strona została skorygowana.