Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/13

Ta strona została przepisana.

wielką troskę o życie dla swej ukochanej pociechy i osłody, dla Wichny.
Nim jednak nadszedł oczekiwany świt, siły przetrawione gorączką zupełnie opuściły Obrochtę, a umysł uczyniły bezwolnym. Już teraz całkowicie uległ ciężkiej niemocy, już zapomniał o wszyskim.
Córka wychowana wśród puszczy na odludziu i nie zdająca sobie sprawy, czem się zakończyć może groźna choroba ojca, zupełnie z tą stroną życia nieobyta, niedoświadczona i półdzika, siedziała u wezgłowia chorego płacząc i słuchając bezładnych słów, jakie spieczone jego usta wymawiały w malignie. Była bezradna, nie wiedząc, co począć i przerażona stanem ojca, jakiego nigdy jeszcze takim nie widziała. O pomocy jakiejś nie było również mowy, nikt tu bowiem nie zachodził całemi miesącami, najbliższe zaś ludzkie osiedle znajdowało się o kilka godzin drogi przez gęsty las i rozliczne wąwozy.
Tak więc nieszczęsny skwater znalazł się nagle w położeniu bez wyjścia, na łasce losu, ciężkiego jak cały jego żywot, ze strwożona i szlochającą jedynaczką, coraz to bliższy kresu swojej ziemskiej wędrówki.
Po tylu latach trudu i walki z wrogą, dziką przyrodą, po nielicznych niebezpieczeństwach i myśliwskich przygodach, wczorajszy, pozornie tak niewinny wypadek, zaskoczył go znienacka i nim się opamiętał, już go powalił z nóg i przytłoczył jak głazem. Zaciemniał umysł coraz bardziej, odbierał członkom władzę i wpływał w żyły jakimś fatalnym jadem. Jakoż istotnie nie było już ratunku, niespodziewane zakażenie już się rozszerzyło śmiertelnie.
Aliści późnym rankiem Obrochcie wróciło nie-