Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/133

Ta strona została przepisana.

czura nosisz po kieszeniach kotlety... Co, bratku, idzie ci ślinka na tę srebniutką mewę?
Kaszub jak burak poczerwieniał i byłoby się pewnie nie obeszło bez zwady, gdyby nie oficerski gwizdek zwołujący do siebie po rozkazy. Zresztą takie przygodne kłótnie przytrafiały się często, szczególnie przy niespokojnym morzu, jak gdyby jego złość działała zaraźliwie. Z chwilą, gdy się uspokajały fale, usposobienie marynarzy pogodziło się również i anegdoty nabierały zgoła innego charakteru.
Na wodach Skager Raku panowała już pogoda, łagodne fale usposabiały pokojowo, wreszcie krajobraz jęły ożywiać szmaragdowe wybrzeża jutlandzkiego półwyspu.
Wichna, od wielu godzin zaszyta w swej kajucie, wyszła na pokład bez matki a nawet nieodstępnego Grota i ani się spostrzegła kiedy porucznik Wejher stanął przed nią z ukłonem, jakby z pod desek wyrósł.
— Dzień dobry pannie Wichnie, chociaż właściwie już dawno po południu — zagadnął ją z wyszukaną grzecznością.
— Dzień dobry. Panie poruczniku, kiedyż nareszcie będzie ta upragniona Gdynia? — spytała, udając bardzo cierpiącą.
— Tak się pani czas dłuży?
— Pewnie. Już wszystkie książki pańskie przeczytałam i poczynam się nudzić.
Stanął jak mógł najbliżej zgrymaszonej dziewczyny, której w jego rozkochanych źrenicach cudownie było z tym do twarzy.
— Widzi pani te brzegi, — pokazał dłonią — te na prawo to już Dania, zaś tamte, ledwie widoczne, należą do Szwecji. Zatem jeszcze jakieś czterdzieści godzin jazdy, a będę miał to szczęś-