Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

Tak więc pajęcze nici już się czepiały nietylko prawie, że wykończonej „Obrochtówki“, lecz i chusteczki Wichny z góralska zawiązanej na głowie. Metamorfoza tej niezwykłej dziewczyny nastąpiła pod tym względem zupełna, albowiem całkowicie przeistoczyła się w góralkę, jak to sobie obiecywała jeszcze na okręcie. Pantofelki i miejskie szatki zastąpiły jej kierpce, spódniczki i zakopiański serdak, w czym czuła się tak świetnie, jakby od dziecka nosiła taki ubiór. Obcując teraz stale z ludźmi i duchowa jej strona uległa przemianie, względnie nabierała tężyzny i coraz dojrzalszego zapatrywania na różne sprawy życia. Temperament jej tylko pozostał jakim był, żywy, czasem nieokiełzany, wiecznie pragnący świeżych, niepospolitych wrażeń. Przez te kilka tygodni zdołała zapoznać się ze wsią, górami, lasem. Była na niejednym już szczycie, zjeżdżała żlebem jak kozica i zabawiała się w wioślarkę na zadziwionym jej zręcznością Morskim Oku. Niestety nie spotkała dotychczas ani niedźwiedzia, ni upragnionych kozic, nie przepłynęła również Czarnego Stawu pod Kościelcem, lecz była pewna, że i to jej nie minie. Jeszcze tego somego dnia w którym przybyła do Polany znalazła ową limbę, na której korze ręka ojca ryła pamiętną datę pożegnania... Odszukała litery, ledwie widoczne, do cna już zabliźnione. Nie pokazała matce tej wprost świętej pamiątki, by jej nie ranić serca, choć sama rzewnie wypłakała się nad nią. W kilka dni później zwiedziła halę Sołtysią i Jaworzyńską i tak codziennie zaznajamiała się coraz to z dalszym światem który wychował ojca, o którym przed niespodzianą śmiercią coraz częściej wspominał, a który wołał ją do siebie wszystkimi swymi głosami. Tatrzańskie bory wywarły na nią tak ogromne wrażenie,