Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/142

Ta strona została przepisana.

dze. Stach począł ją podziwiać, a kiedy ujrzał jak żlebem Mnicha zsunęła się na toporzysku rąbanicy, to aż oniemiał z przerażenia. Zdawało mu się wtedy, że to nie człowiek sunie piargą, ale jakaś boginka. Zdumiał się jeszcze więcej gdy spostrzegł, jak się osadziła na dole i jak wyskoczyła bez szwanku z sypkiej piargi, w którą zaryła się niemal po pas.
Od owej chwili Stach cokolwiek posmutniał, uważając, że tej jakby uskrzydlonej dziewczynie już nie potrafi zaimponować niczem. Teraz z kolei on musiał podziwiać jej zuchwałość, czy tu na łódce, czy gdy z rozwianym włosem pędziła w dół upłazem, albo z głazu na głaz skakała po szumiącym potoku. Stopy jej tylko śmigały w szybkim ruchu, a ciało wywijało się zwinnie, jakby była Wietrznicą.
Aliści wkrótce znalazł się drugi młodzian, chłopak na schwał, który wzbudzał w niej podziw — Jędrek Gąsienica Krzeptowski, syn najbogatszego gazdy w całej Cichej Polanie. Ten szalonej dziewczynie nie ustępował w niczym, a jednym kunsztem górował nad wszystkimi, to rzucaniem toporka. Rzucał nim z tak niesłychaną wprawą i celnością, że nie było gałązki choćby na samym czubku jodły, której by nie trafił i nie odciął. Znany był z tego nietylko w bliższej okolicy ale i w Zakopanem, gdzie sztuką tą przy każdej sposobności popisywał się chętnie. Był przy tym świetnym, zagorzałym narciarzem, lecz tego sportu Wichna nie miała jeszcze szczęścia poznać. Narazie ten toporek zaimponował jej naprawdę, tym więcej, że w tym kierunku wszczęte próby dały jej poznać, iż to trudność nielada i mimo usiłowań nie rokowały wcale prędkiego rezultatu. Wreszcie i Jędrek, choć w pierwszych chwilach