w Roztoce... i tak na czterech stronach listowego papieru opisała drobniutko pierwsze swoje wrażenia, tylko o sprawach serca ani słowa i względnie tylko tyle, że „również polubiła go bardzo i często wraz z matką wspominają go mile“...
Odpowiedź na dwa ostatnie listy jego o tyle się zmieniła, że opisała nowe górskie sukcesy, po tym nieco o willi, i o Grocie, a wreszcie zaprosiła go w góry i zakończyła pozdrowieniem.
Owe wymijające odpowiedzi nie były jednak jakąś rozmyślną i celową grą Wichny, ale poprostu miłosny temat dziwnie ją onieśmielał i zawsze wtedy przychodził jej na pamięć obrzydliwy don Carlos. Oczywiście nie znaczyło to wcale, aby porucznik Wejher wydawał się jej takim samym podstępcą, przeciwnie, był nawet pierwszym mężczyzną który naprawdę wzbudził w jej sercu więcej może niż przyjaźń, ale... ale jakoś nie śmiała wspominać o tym w liście i wolała inną swoją radością pokryć kiełkujące uczucie.
Ostatnia jego kartka, donosząca z tęsknotą że znów wyjeżdża na ocean, nawet ją mocno rozżaliła, że do wieczora błądziła smutna nad potokiem i może po raz pierwszy pragnęła samotności.
Już się poczęło mroczyć, gdy wreszcie ją odnalazł uradowany Grot. Lecz i on smutku nie rozproszył, choć był wesoło nastrojony.
Wróciła z nim do domu, zjadła wieczerzę i chociaż było późno, jakoś do łóżka nie ciągnęło jej wcale. Postanowiła poczytać jeszcze chwile o Janosiku Nędzy Litmanowskim, o którym ojciec bajał jej często porywające historje. Tetmajerowska powieść o tym sławnym harnasiu wypożyczył jej Jędrek w czasie swych ostatnich odwiedzin, książka o starych dziejach Tatr i jej legen-
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/144
Ta strona została przepisana.