Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/149

Ta strona została przepisana.

Ale nie skoczył — zjawisko przykuło go do ziemi, cudne i umiłowane do utraty pamięci.
A ona nadal stała w miesięcznym blasku nie przeczuwając nic, w baśń nocy zapatrzona.
— Bożątka nasze stare, ja wiem że wy jesteście, choć ludzie o was zapomnieli... — szeptała jak w modlitwie. — Jak byłeś, jesteś Światyborze... i ty Łado, matko stworzenia... i wy Wodniki, Mojki, Krasnoludki... jak byłeś jesteś Pierunie — Gromie... i ty Torze — Wichrze... Pogodo... Jesteście Diedzilije miłosne, woniejące Pachny... Dziewy urodne... Miłuję i czczę was wszystkich... jam wasza!...
Stała tak jeszcze jakiś czas, oszołomiona nocą i dziwami powieści, wreszcie przedziwnie rozstrojona podążyła ku chacie.
Za chwilę światło w oknach zagasło.
Jędrek Gąsienica Krzeptowski wyszedł z za smreków i jakby się zatoczył. Przetarł dłonią zgorączkowane czoło, spojrzał jeszcze ku ciemnym oknam chaty i westchnął całą piersią.
— Hej, jak tyś mnie urzekła!... Dziewczyno, czemuś ty jest chudobna, czemu? — wyrzekł półgłosem, jakby tak okrzyczane złoto Wichny kopało przed nim przepaść...
Zwiesił pełną niepokojących myśli głowę i począł schodzić brzegiem zalesionego zbocza w stronę szumiącego potoku.

XI

Owce wracały z hal do swych zimowych leży. Wprawdzie było jeszcze dość ciepło, jeszcze po zrudziałych upłazach i kosówce snuły się ostatnie włókna babiego lata, jednak kapryśna górska je-