uczuć, z których każde było skłonne do marzeń, jakichś dociekań i lirycznych roztkliwień. Sny jej ponocne również uległy większej zmianie, dziedzina ich rozszerzała się znacznie, w miejsce dawnych prymitywnych obrazków, przyszły jakieś fantastyczne postacie, rycerze z legend, bohaterzy z powieści i, co ją zadziwiło — zawsze wraz z nimi pojawiała się postać porucznika Wejhera, ratującego ludzi z tonącego okrętu, to znowu Jędrka Krzeptowskiego, z rozwianą gunią na ramionach, jak orła pędzącego upłazem do głębokiej doliny.
Jeśliby ją zapytać, która z tych dwu postaci bardziej chwytała ją za serce, pewnieby sama nie wiedziała, gdyż każda na swój sposób wyrastała w jej oczach. Jedna i druga miała swoje walory, — kwitnącą młodość i odwagę, lecz każda wpraszała się do myśli, dokonywała w wyobraźni jakichś niezwykłych czynów i ani razu jedna drugiej nie dała się zwyciężyć czy też wyprzedzić, by zająć jpierwsze miejsce. Wprawdzie zdawać się mogło, że czułe listy porucznika głębiej wyryją go w pamięci, lecz znowu właśnie taktyka Jędrka z ostatnich dwu tygodni zrównoważyła szalę. Oto dał się poznać dziewczynie jako niezwykły junak i turysta, porwał ją swoją iście góralską naturą i śmiałością i naraz — nie pokazał się więcej...
Dlaczego tak uczynił? Wszakże nic takiego nie zaszło, aby się mógł pogniewać, owszem, zawsze witała go z radością, słuchała mile opowiadań i patrzyła przyjaźnie w czarne i pełne ognia jego oczy.
Czyżby naprawdę wzgardził jej towarzystwem przez to, że nie jest wykształcona, albo czy taki dumny z swej urody.
Prawda, wszystkie dziewczęta wprost za nim przepadają, ale... tu coś innego chyba zaszło... Lecz
Strona:Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu/155
Ta strona została skorygowana.